piątek, 23 maja 2014

Dzień z życia matki ;)

Jeden dzień, taki zwyczajny, nijaki co poniektórzy myślą, że matka czasu ma aż nadto, więc dlaczego nie zrobione to to czy tamto? No dlaczego?
A no więc wstaje matka z rana jak ją dzieci zbudzą, czasem 7, czasem przed. No i co dalej? Sniadanie, ubranie, szukanie tego ubrania i walka z synem by się ubrał a nie gniótł świeżo wyprasowane ciuchy do przedszkola (jaki sens prasować?). No dobra ubrany stoi przed drzwiami i ciąga z klamkę nie potrafiąc ustać i poczekać. Matka się denerwuje bo jeszcze czupurka ubrać do końca. Ubrana, uh... A matka w bieliźnie biega, co ubrać na siebie pyta ? W szafce kocioł ale ubiera koszulkę, spodnie, buty - idziemy.
Jest 8. Przedszkole blisko. Po drodze fajna karuzela stoi, trzeba się pobujać przecież. Córka goni, syn za nią. Matka może sobie pogadać. Pokręciła dziatwę na karuzeli idziemy dalej. Czupurek się buntuje, jednak szybko się uspokaja. Pod przedszkolem próbuje uciec na huśtawki ale jestem szybsza;) Wchodzimy do środka - mamo co na śniadanie przeczytaj mi. Kata kata woła córka (mamy karty do czytników przy wejściu). Syn się przebiera - całe szczęście że upały więc tylko kapcie do zmiany. Zimą byłaby tu długa opowieść o tym jak się córka z matką pocą, a syn rozgląda po sufitach zamiast się przebierać. No ale lato w pełni, odprowadzamy więc z niunią brata do sali. Jeszcze buzi i malutka papa już macha. Innego dnia wpada do sali za bratem bawić się zabawkami, bo takie fajne. Ona też fajna, szybko zostaje otoczona przez krąg małych dziewczynek. "Nie osaczajcie jej tak" mówi przedszkolanka. Wszystkie stają więc przy drzwiach papa machać mojej niuni. Jeszcze papa dla kucharek musi zrobić i idziemy. Po drodze buju buju. Chwila postoju albo i nie. Idziemy do babci, chociaż na chwilę trzeba zajść bo czeka na wnusię swoją - imienniczkę zresztą. Zakupy. Zanieść je do domu. Bułka z marmoladą w rączkę do wózka z budki przy rynku (inych nie je. Zresztą moja córka wogóle chleba nie je ale to inna historia), no i piciu. Gdzie teraz? Plac zabaw. Idziemy. Max o 11 wracamy do domu, zupę gotować. Czasami i drugie, ale od tego jest tata. 12:00 Trzeba syna odebrać z przedszkola. Tak, tak szybko. 12:20 syn w domu, matka musi lecieć do pracy, córka śpi. Obiad w pośpiechu i poszłam. Czasami jeszcze córkę nakarm, bo "mama, mama", "jąćki", "cici". Trzeba uciec. Po drodze sklep czasami, bo coś słodkiego (matka uzależniona od czekolady przecież), i praca. Bez samochodu się poruszamy, całe więc szczęście, że wszystko blisko. Wraca matka z pracy - 21:30.
"Cici" - poczekaj rozebrać się muszę. Bajka dla syna przed snem? Czasami jest i bajka;)  Czupurek śpi. Matka może się umyć i zjeść. No ewentualnie film jakiś obejrzeć i spać!

Suma sumarum - w sumie to matka nic takiego nie robi. Owszem, mogłaby posprzątać, ugotować, ciasto upiec. Mogłaby i nawet to robi - jak ulewa za oknem i zimno, że się wyjść nie chce;) Innaczej mam tzw. obowiązki gdzieś - w końcu z córką czas też trzeba spędzić;) Niedługo i ona do przedszkola pójdzie i będę tak jak syna "całymi dniami widywała"....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz